Co z tego, że wzięłam na niskie krzesło, więc nie mogłam na nim siedzieć przez 5 kolejnych dni, bo nie było mnie widać. Że do toalety uprawiałam biegi sprinterskie, gdy życzliwi współwystawcy, spoglądali troskliwie na moje stoisko. Że udało mi się zjeść nieprzebraną ilość "jedzenia", którego już od dawna w domu unikam? I nie zobaczyłam niemal nic, co towarzyszyło Świętu? A ceny na moim stoisku, jako że nie zaczynały się od 3(!) złotych, czasem wzbudzały oburzenie ? I w nocy na drodze miałam duszę na ramieniu, bo po ciemku widać małoooo?
To są te składniki targowego zaplecza, do których mało kto się przyznaje, o których nie mówimy, ale nimi są.
Czasem determinują nasze wrażenia, zabierają radość, czasem sprawiają, że boli nas arogancja komentujących przechodniów, ale...
Ale na drugim biegunie są spotkania i DARY! Dostałam po raz kolejny taki ogrom ciepła, uznania dla tego, co robię, że moje serce puchło szybciej niż zmęczone stopy :)!
Piękne były rozmowy o życiu, podróżach i spełnionych marzeniach.
Móc odkrywać z Wami, to co wspólne.
Dziękuję każdemu, kto miał chęć zapłacić za misiurowy kawałek gliny- mniejszy, większy, czując w nim serce i ogrom pracy, jaki włożyłam w moją glinianą drogę, by być tu gdzie jestem i marzyć, by dojść jeszcze dalej <3!
Niektórych spotkań nie zapomnę!
Wróciłam spełniona i szczęśliwa, ale także mocno zmęczona. Buntują się plecy, dłonie i wewnętrzny leń, którego nikt nie słucha :)
Niebawem dam im odpocząć, bo o zdrowie warto dbać...
Ale... nie samą pracą żyje :) Choć, gdy praca jest pasją, wybory mogą zaskakiwać :)
Moim prezentem dla siebie samej za wytrwałość, za przekraczanie swoich wewnętrznych ograniczeń i dzielność, była poniedziałkowa wycieczka w bardzo szczególne miejsce...
Marzyłam o tym miejscu od zawsze, ale wciąż było zbyt daleko, by pojechać "ot tak".
To niezwykłe Muzeum, bo żywe właśnie.
Weszłam do świata, który znam ale w mikroskali i którego nigdy nie mogę obserwować z boku, bo jestem wewnątrz procesu.
Czułam dziecięcy zachwyt patrząc "przez ramię" Pracownikom, którzy powołują do życia bolesławieckie CUDA!
Miałam ochotę przycupnąć w kąciku, zatrudnić się na trzymiesięczny staż, po którym okazałoby się, czy mogę zostać na stałe!
Zastawiam się, jakie wrażenie mają osoby nie związane z ceramiką, które odwiedzają to miejsce. Rozumiejąc co się dzieje wokół, miałam ochotę podskakiwać z entuzjazmem! Mam nadzieję, że zdjęcia zachęcą Was, by kiedyś tam zajrzeć.
Ostrzegam od razu przed mękami Tantala, które na Was czekają w sklepie firmowym! Wahałam się pomiędzy tymi naczyniami