środa, 27 sierpnia 2014

pożegnanie

Są takie dni, gdy w misiurowych, kolorowych domach gasną światła...

Gdy zrobiłam moje domy raku na plenerze wakacyjnym nie sądziłam, że przyjdzie dzień, w którym będą mi tak bliskie w swoim mroku, ciemnych kolorach.



Często spotykamy ludzi, którzy są w naszym życiu tylko chwilę.
Przychodzą, wnoszą światło, dobro i coś cennego, ale potem nasze drogi się rozchodzą i każdy idzie w swoją stronę, bogatszy o to spotkanie.

Razem z Adrianem braliśmy dział w konkursie "pomysł na firmę", dzieliliśmy się swoim entuzjazmem, nadzieją, że właśnie zaczynamy realizować swoje marzenie życia, swoimi obawami, czy podołamy.
Tych obaw bywało więcej we mnie niż w Adrianie.
On marzył o swoim szczególnym miejscu, w którym miłość i wiedzę o sushi będzie dzielił ze swoimi gośćmi.
Ja, wiadomo o czym marzyłam.
Zostaliśmy laureatami konkursu, wszystko było przed nami.

Początki są trudne, o czym nie raz pisałam i o czym nie raz pisaliśmy w prywatnych wiadomościach, ale w zeszły wtorek obiecaliśmy sobie, że przejściowe trudności przetrwamy, że pewnego dnia wzniesiemy toast za spełnione marzenia.

Było mi lżej wiedząc, że idziemy tym samym szlakiem, czerpałam siłę i otrzymywałam wsparcie z tej szczególnej wspólnoty, dawałam ile mogłam dać, zbierając siły do kolejnych zadań.

Wydawało się, że jesteśmy przed ostatnim zakrętem, po którym w mojej pracowni do czerwoności rozgrzeje się piec a u Adriana niesforny ryż, zacznie zmieniać formy i kształty.

W niedzielę dowiedziałam się, że Adrian zginął.

Odszedł nagle, nikogo nie uprzedzając, nie będąc uprzedzonym przez życie, że to już.

Nie mam prawa pisać jakim ciosem jest dla mnie odejście Adriana, bo myśl o rozpaczy, która wypełnia serca bliskich, z  którymi dzielił woje życie zaciska moje gardło.

Jestem smutkiem, tęsknotą, niezgodą, złością, żalem.

Pod znakiem zapytania stanęła moja filozofia życia i optymizm, poszukiwanie sensu w tym co nas spotyka.

Wczoraj wieczorem pożegnałam Adriana jedząc sushi, odtwarzając w kółko poruszającą piosenkę, którą się z Wami dzielę.



Chciałabym napisać, że życie miało mądry plan, ale nie zgadzam się z nim w żadnym punkcie! Jestem gotowa wykrzyczeć moją niezgodę, jeśli zapyta mnie o zdanie.

Chciałabym napisać, że tak wiele z tego, co nas smuci, zaprząta nasze myśli, czemu oddajemy nasz cenny czas i energię jest nic nie warte i tak akurat myślę.
Chciałabym, żeby to był zły sen...

Mam nadzieję, że Adrian otworzy swój wymarzony panjapansushibar, gdziekolwiek teraz jest a ja ocalę w sercu Jego zagrzewające do działania słowa i energię! Domyślam się, że tego by sobie życzył.


A wszystkim, którzy znaleźli czas i chęć na lekturę mojego postu, życzę właściwych proporcji w życiu między cennym a bez-cennym, między radością, nadzieją a smutkiem i lękiem.


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Złodziej?

Nie lubię bezpodstawnie posądzać innych o kradzież, ale... ktoś mi ukradł... cały tydzień!!!

Spoglądam na datę ostatniego wpisu i nie da się ukryć, że był to poniedziałek, ale siedem dni wcześniej- i mogłabym napisać, że nie wiem co się stało z czasem pomiędzy, ale... WIEM- tylko dlaczego tak szybko?

Na szczęście oprócz spraw, z którymi przyjdzie się mierzyć każdemu początkującemu przedsiębiorcy (a te nie zawsze napawają optymizmem), było trochę czasu na odpoczynek i przyjemności, podczas długiego weekendu i zebranie nowych sił.

A jak u Was z energią? Zgromadzona? Jak na codzień radzicie sobie ze spadkami formy, ze słabszymi dniami, z czarnymi myślami, które powtarzacie w głowie lub jakaś część Was, niczym mantrę?

Ja z wielu metod szczególnie lubię afirmacje. Lubię krótkie, mocne, ciepłe myśli, które są jak drogowskazy na rozszalałym morzu- autostradzie życia. Celuje w nich Louisa Hay, o której wspominałam jakiś czas temu TU, ale nie tylko.
Z tej wewnętrznej potrzeby i chęci, by myśleć pogodnie, powstają moje malutkie podstaweczki na herbatkę, cytrynkę, na dobry dzień- nazywam je miseczkami mocy:



Ostatnio odkryłam jeszcze jedną nową- starą metodę!
Pamiętacie zwariowaną Ally McBeal? Ona miała swoją piosenkę mocy. Nie pamiętam szczegółów, bo to było wieki temu, ale piosenka mocy (tak ją sobie nazywam) to całkiem niezły pomysł.

Doskonale sprawdza się ta poniższa o dość wymownym tytule: "Happy".
Nawet jeśli w danym dniu to nie jest nasze drugie imię, posłuchanie jej parę razy - z dynamicznym tańcem - sprawia, że dajemy się przekonać, że droga do Happy nie jest tak odległa :)


A moją prywatną piosenka mocy, która towarzyszy mi od dawna, niemal zawsze, odkąd zaczęłam marzyć o tym, by pasja była moją pracą jest ta, w której w pierwszych dwudziestu sekundach Alicia mówi o czym, o czym pewnie marzymy, czasem cicho, czasem śmiało.

Nie, nie żeby zagrano nasze piosenki w radio (choć pewnie niektórzy z nas tak), ale o tym, że robimy coś małego, po cichu, konsekwentnie, czasem wątpiąc a pewnego dnia... gdy być może tracimy wiarę, TO się dzieje!!!
I tym optymistycznym akcentem, życzę Wam dobrego tygodnia,  by ludzie, którzy są wokół Was życzyli Wam z serca dobrze, by Ci którzy nie mają na to chęci, nie tracili czasu, by życzyć Wam źle. Uśmiechajcie się do odchodzącego lata z wdzięcznością, bez żalu, szykując się na to wszystko, czym jesień może nas oczarować! :)

ps. jeszcze jedna metoda, która kulminację ma 31 grudnia, ale wcześniej, po cichutku też działa... pisałam o niej TU :)

Cieszę się, że jesteście :)


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

truskawkowe tęsknoty

Z tęsknoty za truskawkami! Za ich słodkością oraz przypominającymi słoneczniki, ogonkami. Za truskawkami oblanymi polewą z karobu, na miodzie. 
Z tęsknoty za każdym niezjedzonym kilogramem truskawek, dwie ceramiczne, ręcznie wykonane podstawki pod łyżkę, widelec : )
Ile razy wyciągnięta z garnka łyżka brudziła Ci piecyk lub kuchenny blat a zawartość garnka dziwnym trafem zajmowała teren poza garnkiem? Idealna towarzyszka wszelkiej aktywności kuchennej:) 
Wymiary: 25cm x 10 cm : )




piątek, 8 sierpnia 2014

jesień

Na horyzoncie widzę smużkę kurzu po umykającym lipcu.
Sierpień - nadal - dzierży berło wakacyjnej władzy, a tymczasem - wieczorami - powietrze delikatnie pachnie, chłodem nadchodzącej jesieni... Czy tylko ja ją czuję?
Wszystkim tym, co czują i tym, którzy nie czują jesieni, życzę, by czuli się dobrze :)
Fajnego weekendu 
ps.ręcznie wykonana misa kasztanowa - przedjesienna, z jasnej gliny, o średnicy 22cm. Na razie moja, może być Twoja.



poniedziałek, 4 sierpnia 2014

sierpień- plusy i minusy

No i przeszedł sierpień.


Trochę zawstydzony tym, że obwieszcza połowę wakacji,
przyniósł wyjątkowy prezent :)

Moją własną stronę internetową, zrobiona przez Grzegorza, który pięknie przełożył świat Misiury na język kodów html i innych terminów, które z gliną mają mało wspólnego, ale potrafią o niej ładnie pisać, także obrazami!
Przyznam się w sekrecie, że co rusz na nią zaglądam i bardzo się nią cieszę.
Jeśli interesuje Was powód mojej radości, zapraszam na: http://misiura-design.pl/


Drugim prezentem jest czterolistna koniczynka, którą znalazłam pod lokalem, który- mam nadzieję, będzie moją pracownią :) Muszę poczekać na wiele ważnych pism, które powiedzą tak lub nie.

Jeśli chodzi o pisma, to przyniósł też jeden prezent, który kosztował mnie 121 zł i obojgu nam jest przykro, że się taki zaplątał!
Jeśli mój blog czytają osoby, które planują założenie własnej działalności gospodarczej lub znajomi tych osób, to chciałam Was ostrzec i sugerować czujność!
Krótko po rejestracji działalności w Urzędzie Miasta, otrzymałam pocztą wezwaniem do zapłaty 121zł (dzisiaj kolejne na kwotę 195zł od RDGIF!!!!) za wpis, do rejestru CEFIDG.
Pismo sprawia wrażenie urzędowego i wymagającego opłaty, a instytucja nawołująca do jej uiszczenia ma nazwę bardzo zbliżoną do CEIDG!!!
A wszelkie wezwania od CEFIDG lub- jak to dzisiejsze- od RDGIF, mimo wielu paragrafów zawartych w treści pisma, powinny Was zaalarmować i absolutnie nie skłaniać do wnoszenia opłat! !
Po fakcie przejrzałam Internet, który pęka w szwach od opisów podobnych praktyk, min TU



No nic :) 
Nie tracę pozytywnego nastawienia do świata, od dzisiaj będę czytać jeszcze uważniej wszystkie pisma i zastanowię się wiele, wiele razy, czy jakaś opłata powinna zostać dokonana, czy nie :)!

Dobrego sierpnia :)
:)

piątek, 1 sierpnia 2014

Wypał RAKU- krok po kroku

Marzyłam szalenie o tym, by przeżyć misterium, jakim jest wypał RAKU
Wiedziałam, że to będzie wyzwanie nie tylko artystyczne, obarczone dużym ryzykiem, ale także emocjonalnie. NIGDY nie ma pewności co do ostatecznego efektu całego procesu!
Zamknięte w siedmiu zdjęciach: godziny skupienia, Dni oczekiwania na schnięcie pracy, chwile nadziei i minuty ekscytacji, I wreszcie finalnego wzruszenia .... 
7 stop klatek narodzin i pierwszych haustów świeżego powietrza, Po walce z niezdarnością ludzkich rąk, tłustością oleju,wysoką temperaturą, brakiem tlenu i zimnym prysznicem. A to wszystko - rzecz jasna - w Artystyka!

Zdjęcia: Aga Gie, Ania i ja :)


1.Pierwsze z wielu wałeczków...


2.Blisko końca. Mozolnie, precyzyjnie nakładane na siebie wałeczki, finalnie- brutalnie połączone na wieki.


3.A z chropowatego chaosu wyłoniła się obietnica czegoś gładkiego i pięknego... 


4.Ostatnie chwile w piecu gazowym, przed zatrzaśnięciem klapy i szalonym wzrostem temperatury- RAKU in progress...


5.Wyszarpane z pieca nagrzanego do około 1000 stopni, wrzucone do beczki z trocinami, gdzie następuje gwałtowna redukcja temperatury, przy równoczesnym braku dostępu do tlenu i na koniec skok na głęboką wodę, by zahartować!


6.Pomimo tak szalonej zmiany warunków, okazuje się, że godziny pracy, sfinalizowały się w czymś pięknie surowym, organicznym i pierwotnym!



7.Milczące piękno, które nie zdradza brutalności swoich narodzin <3